Wydarzenia
Wycieczka do Francji i Hiszpanii
WYCIECZKA DO FRANCJI I HISZPANII
22 lipca 2013 r. wyruszyliśmy na 11 – dniową wyprawę do Francji i Hiszpanii. Czekała nas trudna wycieczka, ale rekompensatą miały być miejsca, które zobaczymy. I nie zawiedliśmy się!!! Po nocy przespanej w autokarze ruszyliśmy od razu na podbój Paryża, a jak Paryż to oczywiście wieża Eiffla. Wjazd na górę i Paryż mamy u swoich stóp. Potem odpoczynek na Polach Marsowych i ruszamy pod Łuk Triumfalny i na Pola Elizejskie. Szokują nas nieco ceny, ale co tam, może już nie będzie okazji napić się piwa za 6 euro. Następnie przeszkolenie w poruszaniu się metrem i bez strat w ludziach docieramy do Opery Paryskiej i perfumerii Fragonard. Po całej nocy w autobusie i dniu w upale trochę aromatów nie zaszkodzi. Nasyceni zapachami udajemy się na Plac de la Concorde, a potem do Ogrodów Tuileries na zasłużony relaks. Dzień następny zaczynamy od Luwru. Nie mamy czasu, aby wejść do środka, ale opakowanie też robi wrażenie. Potem na tapetę idzie Katedra Notre Dame, którą podziwiamy ze wszystkich możliwych stron. Jeszcze nie ochłonęliśmy po katedralnych wrażeniach, a już przed nami Panteon (tu spoczywa m.in. M. Skłodowska – Curie), Sorbona i Ogrody Luksemburskie, gdzie mamy chwilę wytchnienia. Znowu przeszkolenie w poruszaniu się środkami komunikacji miejskiej (tym razem RERem) i jesteśmy w dzielnicy Montmartre z jej przepiękną Bazyliką Sacre Coeur. Obowiązkowa sesja zdjęciowa i ruszamy na … Plac Pigalle. A co!!! Też nam się coś od życia należy. W drodze do autokaru szybkie fotki Pałacu Inwalidów i przenosimy się w inny świat – to dzielnica La Defense. Monstrualnych rozmiarów budynki sprawiają wrażenie kosmicznych, a do tego promienie zachodzącego słońca odbijające się w szklanych taflach. Szok! I z takim prawie pozaziemskim wrażeniem udajemy się w podróż do Hiszpanii. Zaczynamy od Empurias. Spacerujemy po greckich i rzymskich ruinach, podziwiamy niesamowitą roślinność i moczymy nogi w Morzu Śródziemnym. Popołudniowe godziny spędzamy już w naszej docelowej miejscowości Lloret de Mar kąpiąc się, spacerując lub zbierając siły na dalsze zwiedzanie. Kolejny dzień zaczynamy kulturalnie tzn. jedziemy do Muzeum Salvadora Dali w Figueras. Oryginalny budynek muzeum (dawniej teatr) jest przyozdobiony z zewnątrz jajkami i bułeczkami, a w środku … cóż, to trzeba zobaczyć na własne oczy. Każde dzieło wymaga dokładnego obejrzenia, bo coś ukrywa np. urządzony pokój, na który spojrzy się z perspektywy, zamienia się w twarz kobiety. I takich cudeńków było pełno. Naprawdę niesamowite wrażenia. Następnie udajemy się do Girony. Znaki rozpoznawcze miasta to: kolorowe domy położone nad brzegiem rzeki Onyar, bardzo dobrze zachowana dzielnica żydowska, okazała gotycka katedra z najszerszą nawą na świecie i antyczne mury. W drodze powrotnej do hotelu wstępujemy jeszcze na degustację wędlin, słodyczy no i winka, które poprawia nam humory, choć jesteśmy lżejsi o kilkanaście euro. Dzień następny to Barcelona, a jak Barcelona to oczywiście Gaudi. Z okien autokaru podziwiamy budynki zaprojektowane przez tego katalońskiego architekta, by wreszcie dotrzeć do najsłynniejszej jego pracy Bazyliki Mniejszej Sagrada Familia. Podziwiamy ją ze wszystkich stron, bo każdy jej kawałek ma inne „oblicze”. Potem wyruszamy do Parku Güella, aby obejrzeć kolejne dzieło projektu Gaudiego. Po tych architektonicznych doznaniach przyszedł czas na doznania sportowe. Jedziemy na Stadion FC Barcelona Camp Nou. Co niektórzy dokonują nawet zakupów akcesoriów piłkarskich płacąc zawrotne sumy (ale kibica zrozumie tylko inny kibic). Na tym nie koniec spotkań ze sportem w Barcelonie. Odwiedzamy jeszcze kompleks olimpijski na wzgórzu Montjuïc, gdzie odbyły się Letnie Igrzyska Olimpijskie w 1992 roku. Wykonujemy też obowiązkowe zdjęcia przy pomniku tańczących sardanę, narodowy taniec kataloński, by zaraz przenieść się pod pomnik Kolumba i na słynną ulicę Las Ramblas. Tak naprawdę jest to aleja o łącznej długości 1,2 km, gdzie można kupić wszystko i gdzie dziennie przewija się ok. 150 tys. ludzi. Na zakończenie dnia w Barcelonie udajemy się jeszcze dzielnicą Barri Gotic do katedry Św. Eulalii, jednej z najbardziej okazałych budowli gotyckich w Hiszpanii, z wyjątkowo pięknymi XIV-wiecznymi krużgankami, wychodzącymi na tropikalny ogród z palmami, pełen białych gęsi, które zamieszkują staw w krużgankach świątyni od przeszło 500 lat. Następnego dnia zwiedzanie rozpoczynamy dopiero po obiedzie, bo w planie jest noc w Barcelonie i „grające fontanny”, ale najpierw czeka nas wjazd na Montserrat, masyw górski, położony 40 km od Barcelony. Liczby zakrętów jakie musiał wykonać nasz autokar nie pamiętam, bo żarliwie modliłam się o bezpieczny wjazd na górę. Od nazwy masywu, który szczęśliwie pokonaliśmy, wywodzi się nazwa Klasztoru Benedyktynów, który leży na wysokości 1000 m n.p.m. Klasztor wybudowano po tym, jak w cudownych okolicznościach znaleziono figurkę Matki Bożej z Dzieciątkiem (zwanej „Czarnulką”). Legenda głosi że do Hiszpanii przywiózł ją św. Piotr. Obecnie jest to najświętsze miejsce Katalonii. Po wizycie u „Czarnulki”, chwila wytchnienia w porcie barcelońskim i ruszamy podziwiać „grające fontanny”. Ponad 2-godzinny pokaz, łączący muzykę, światło i wodę, wywoływał liczne ochy i achy zgromadzonej publiczności i na długo pozostanie w naszych wspomnieniach. Wreszcie mamy dzień odpoczynku czyli leżenie na plaży, kąpiele, spacery czy zakupy pamiątek oraz pakowanie, bo opuszczamy Lloret de Mar. Dziewiątego dnia wycieczki ruszamy do Avignon. Na słynnym moście Pont d’Avignon (właściwie połowie mostu) nie zatańczyliśmy (strasznie drogi wstęp), ale pod mostem tak. Potem wizyta w Pałacu Papieskim oraz przyległych ogrodach z piękną panoramą i ruszamy do Arles, miasta gdzie tworzył Vincent van Gogh. Arles posiada zabytki rzymskie (np. amfiteatr z 20 000 miejsc) i romańskie (np. katedra), które zostały w 1981 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ostatni dzień zwiedzania zaczynamy od Nicei. Wreszcie wiemy skąd nazwa Lazurowe Wybrzeże widząc kolor wody i nieba. Niestety, nie był nam dany spacer słynną promenadą nicejską, bo trwają tam jakieś prace remontowe. Odbyliśmy więc krótki spacer po uliczkach starówki, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia oraz zakupy i w drogę do Monaco. Już sam dojazd wywarł na nas niesamowite wrażenie, a to był dopiero początek. Zaczęliśmy od zwiedzania Oceanarium. Oczywiście najbardziej zachwyciły nas akwaria z kolorowymi zwierzątkami i rafami koralowymi. Potem wizyta w katedrze Monaco, chwila zadumy na grobach księcia Rainiera III i jego żony Grace i ruszamy do pałacu książęcego, gdzie podziwiamy apartamenty, w których do dzisiaj mieszkają członkowie rodziny książęcej. Następnie autobusem monakijskim przemieszczamy się do ogrodów egzotycznych, na terenie których znajduje się też grota. I od niej właśnie zaczynamy. Podziwiamy stalaktyty i stalagmity formowane przez miliony lat, przyjmujące różne formy np. organów kościelnych. Po wyjściu z mroków jaskiniowych zostajemy oszołomieni roślinnością. Kaktusy, które u nas są niewielkimi roślinkami doniczkowymi, tu wyrastają do rozmiarów krzewów, a nawet drzew. No i te kolory … różne odcienie zieleni, do tego różnokolorowe, ba nawet czarne kwiaty. Po doznaniach florystycznych ruszamy do Monte Carlo też jaskini, ale hazardu. Aby wejść do najsłynniejszego kasyna musimy zostawić niestety aparaty fotograficzne (nie mamy więc dowodów foto, ale mamy świadków, że byliśmy). Słowo „szok” jest niewystarczające na opisanie wystroju kasyna i tu zrozumieliśmy określenie „inny świat’. Chcieliśmy nawet zagrać, ale zasady okazały się trochę niezrozumiałe, a milczeniem pominę stawki o jakie toczyła się gra. Po wyjściu z kasyna „szok” następny na widok samochodów, które podjeżdżały. Nie jestem fanką motoryzacji, ale dostałam amoku samochodowego!!! I nie ja jedna! Takie auta ogląda się w internecie lub w czasopismach motoryzacyjnych, a my je widzieliśmy w „realu”. Na tym nie koniec wrażeń z Monaco. Jeszcze przed nami przejazd torem Formuły 1 i oglądanie Monaco nocą. Bajeczny świat – takie mi się kojarzy określenie na to co widzieliśmy.
Wróciliśmy do domów bardzo zmęczeni. Zmęczenie minęło, a wrażenia pozostaną na zawsze! Au revoir! Despedida!Tekst: Teresa Hernet