Wydarzenia
Wycieczka do Łeby i okolic
Kolejna nasza wyprawa w
tym roku akademickim trwała cztery dni od 8 do 11 czerwca 2016 r., a wybraliśmy
się nad nasze piękne morze do Łeby i okolic. Okazało się, że bardzo mało osób
zna ten rejon Polski. Najpierw zatrzymaliśmy się w Słupsku i pierwsze kroki
skierowaliśmy do ratusza, aby przywitać się z Prezydentem Miasta Robertem
Biedroniem i niektórym się to udało (leniuszkom, którym nie chciało się
wchodzić na wieżę ratuszową). Ratusz zwiedziliśmy bardzo dokładnie, bo można
było wejść prawie do wszystkich pomieszczeń, włącznie z gabinetem Pana
Prezydenta. Następnie obejrzeliśmy Kościół Mariacki z krzywą wieżą (odchylenie
od pionu 89 cm) i kościół Św. Jacka. Wstąpiliśmy też do Zamku Książąt Pomorskich, by w Muzeum Pomorza Środkowego podziwiać największą
na świecie kolekcję prac plastycznych Witkacego. Cóż jeszcze było? Spacer nad rzeką Słupią, Baszta Czarownic, Młyn
Zamkowy, piękne secesyjne kamienice, zabytkowy budynek poczty, stary tramwaj,
Pomnik Bohaterom Warszawy – Słupsk. A z
ciekawostek, dowiedzieliśmy się, że: w Słupsku działa najstarsza czynna winda w
Europie, tu powstała pierwsza w Polsce pizza, tu urodził się Heinrich von Stephan, niemiecki minister poczty, pomysłodawca
popularnej kartki pocztowej.
Następnie pojechaliśmy do Łeby i po zakwaterowaniu się oraz
obiadokolacji ruszyliśmy na spotkanie z morzem. Jeśli myślicie, że po takim
dniu pełnym atrakcji poszliśmy grzecznie spać, to jesteście w błędzie. Były
jeszcze wieczorne tańce i to z młodzieńcami, którzy mieszkali w naszym
pensjonacie (no cóż - muzyka łączy pokolenia).
Dzień następny poświęciliśmy na
Słowiński Park Narodowy. Najpierw zwiedziliśmy Muzeum SPN w Smołdzinie i Muzeum
Wsi Słowińskiej w Klukach, a następnie ruszyliśmy na Wydmę Czołpińską, a nie
było to łatwe zadanie. Co wytrwalsi doszli prawie do morza, ale była też silna
grupa, która zdążyła zaliczyć wydmę i wspiąć się jeszcze na latarnię w
Czołpinie. Gratulacje!
A wieczorem na balu morskim pojawili się: kapitanowie, bosmani, majtkowie,
piraci i jedna plażowiczka. Pląsy taneczne przeplatane były konkursami (z
nagrodami) typu wiązanie sznurków, rysowanie morskich tatuaży czy wykonywanie
stworów morskich.
Trzeci dzień wycieczki również
spędziliśmy w SPN. Najpierw był rejs statkiem z Rąbki do przystani koło wyrzutni
rakiet, potem spacer leśną drogą, a potem … Góra Łącka. I teraz nie wiem co
napisać, bo widok jaki nam się ukazał wprawiał w osłupienie. Ślicznie, pięknie,
bajecznie, niesamowicie … naprawdę! Nie chcieliśmy wracać. Sesji zdjęciowej nie
było końca. Prawdziwa pustynia w Polsce, do tego granatowe morze i niebieskie
niebo. Kto nigdy tam nie był powinien to zobaczyć. Polecam!!! Potem, spacerując
już brzegiem morza, dotarliśmy do wyrzutni rakiet, która – nawet dla pań –
okazała się bardzo ciekawa. Pełni wrażeń wróciliśmy do naszego pensjonatu, by
chwilę odsapnąć, zjeść obiadokolację i ruszyć w miasto, znaczy w Łebę.
Zajrzeliśmy do portu jachtowego „Marina”, obejrzeliśmy falochron i krzyż
nawigacyjny, po czym wróciliśmy do centrum miasta. Odszukaliśmy najstarszy dom
w Łebie, zwiedziliśmy kościół rybacki pod wezwaniem NMP, w którym
znajduje się obraz Maxa Pachsteina , namalowany na prześcieradle, farbami
używanymi przez rybaków do naprawy łodzi, a przedstawiający Maryję stojącą na
kuli ziemskiej, zanurzonej w morskich falach, obfotografowaliśmy „łapki
prezydenckie” i skrzynię czasu na Skwerku Rybaka.
Ostatni
dzień wycieczki zaczął się od niespodzianki, bo „zboczyliśmy” z trasy i
zajechaliśmy do Doliny Charlotty. Rzeczywiście urokliwe miejsce: zieleń,
stawki, rzeczki, domki w kratkę, zoo, kraina bajek, park linowy, domki na
drzewach, stadnina koni, fokarium i potężny amfiteatr. Następnie zatrzymaliśmy
się w Ustce. Kościół pw. Najświętszego Zbawiciela, Muzeum Chleba, domki
rybackie i kamieniczki z XIX wieku, port morski, Willa Red z 1890, Dom Pracy
Twórczej z 1890, była Baza Ratowników Morskich tzw. czerwona szopa z 1867, Zakład
Przyrodoleczniczy, promenada nadmorska, ławeczka Ireny Kwiatkowskiej, pomnik Fryderyka Chopina, pomnik "Umierający wojownik", pomnik
matki czekającej na powrót syna z morza, pomnik usteckiej Syrenki na wschodnim
falochronie, latarnia morska, żywy legwan to atrakcje, które obejrzeliśmy w
Ustce. Jeszcze tylko przerwa na posmakowanie rybki (tanio, a dobrze) i ze
śpiewem szantowym na ustach („Kto mnie weźmie na łódkę, kto mnie weźmie na
rejs…”) ruszyliśmy w drogę powrotną do
domu.
Myślę, że często zajrzymy do zdjęć
z tej wycieczki, bo miejsca, które zobaczyliśmy były – słowo honoru –
śliczne!!!
Tekst: Teresa Hernet